Opowieść tę dedykuję tym wszystkim "sierotom" po PRL-u, które nadal usilnie wierzą, że wkroczenie tutaj Sowietów w lipcu 1944 r. było wyzwoleniem! 🙁
Od pierwszych tygodni nowej okupacji (lipiec 1944 r.) ludność i członkowie podziemia w powiecie włodawskim byli terroryzowani sowieckimi obławami, w trakcie których zatrzymywano setki osób, a następnie osadzano ich i „filtrowano” (a często również mordowano) w specjalnych obozach i aresztach NKWD, PUBP we Włodawie oraz gminnych posterunkach MO.
AK-wców wyłapywała również i rozstrzeliwała Informacja Wojskowa (sformowana, dowodzona i złożona głównie z Sowietów) we wsi Różanka, gdzie stacjonowały "wyzwolicielskie" jednostki 1 Armii "ludowego" WP (w tym formowana tam 2 Brygada Saperów).
Obozy filtracyjne NKWD, założone tuż po wkroczeniu Sowietów na te tereny w lipcu 1944 r., zlokalizowane były w Krychowie (gm. Hańsk) oraz Krasówce, położonej około 15 km na północny-zachód od Włodawy (a o ilu jeszcze nie wiemy?!). Trzymano tam Polaków w głębokich dołach, pod gołym niebem. Najbardziej aktywnych konspiratorów rozstrzeliwano na miejscu, innych odsyłano do więzienia na Zamku w Lublinie lub wywożono do niewolniczej pracy w sowieckim systemie gułagów (obozów pracy).
Przejmujący opis funkcjonowania obozu w Krasówce znajdujemy w artykule, pochodzącego z Wileńszczyzny, zmarłego w 2008 r. znakomitego chełmskiego regionalisty Konstantego Prożogo, który po wojnie współpracował ze Zrzeszeniem WiN, za co został przez komunistów aresztowany i w 1948 r. skazany na 15 lat więzienia. Poniżej fragment (całość w załączonych materiałach):
„Rankiem 22 lipca 1944 r. do wsi wtoczyły się z szumem motorów i jazgotem gąsienic czołgowych, wojska sowieckie. W części miejscowości noszącej lokalną nazwę Paszki, zatrzymał się sztab (ponoć Rokossowskiego). Niezwłocznie zwołano więc mieszkańców Krasówki, na którym oficer NKWD w randze majora, ognisty brunet o rysach wybitnie wschodnich, poinformował mieszkańców o dobrodziejstwach komunistycznego ustroju i o wyzwoleńczej misji Armii Czerwonej.
Jednocześnie zakomunikował, że kompleks zabudowań (ok. 20 gospodarstw) po północnej stronie ulicy wiejskiej musi być natychmiast opuszczony przez ludność, jako że zostaną tam zakwaterowani wojskowi. Z miejsca też teren ten otoczono płotem z drutu kolczastego i obstawiono wartami. Wewnątrz tego wydzielonego obiektu, poza osłoną zabudowań, na tzw. pastewniku należącym do trzech gospodarzy: Koszelika, Dziudzia i Korneluka, stworzono strefę otoczoną szczególną tajemnicą. Na terenie wielkości 25 m x 70 m zbudowano, jak to określali enkawudziści, „polową tiurmę”. Został on otoczony dodatkowym ogrodzeniem z drutu kolczastego i zabezpieczony specjalnymi wartami sołdackimi. Na tym placu przy pomocy miejscowej ludności wykopano 24 doły o wymiarach 2 x 2,5 m i głębokości ok. 2 m. Wobec tego, że w tym miejscu grunt był zwarty i ilasty, nie trudzono się, by ściany tych dołów obudować drewnem, ograniczono się tylko do wykonania nawału z żerdzi, które przykryto dla uszczelnienia warstwą słomy i przysypano ziemią.
Włodawa: Upamiętnili Ofiary Zbrodni Katyńskiej /wideo/
Izrael: Wizyta delegacji z Włodawy w Kiriat Motzkin /wideo/
Historia: Włodawskie ofiary holokaustu narodowości polskiej /wideo/
W takich stropach pozostawiano nieduże otwory (60 cm x 80 cm), zabezpieczone ramami okratowanymi drutem kolczastym. Po pośpiesznym zakończeniu tych robót do obozu poczęto w nocy zwozić aresztowanych ludzi. Pojemność tej tiurmy NKWD wynosiła około 250 więźniów. Przesłuchania ich przeprowadzano poza obozem, w stojącym na uboczu domu, który należał do Jakuba Szytko. Z tych jam-ziemianek brano na śledztwo ludzi, wstawiając przez właz do wewnątrz drabinkę. Wobec surowego zakazu zbliżania się do obozu miejscowej ludności, tryb życia więźniów nie był znany. Tylko przypadkowo jedna z mieszkanek wsi stała się świadkiem sposobu przesłuchiwania więźniów.
Przechodząc koło zagrody Szytki, spostrzegła niezwykle szokującą scenę. Ponieważ dzień był letni, gorący, badanie odbywało się na dworze. Przed dom wystawiono stół, za którym siedział wspomniany już major NKWD w asyście dwu młodszych oficerów. Przed nimi klęczało z podniesionymi rękoma 4 więźniów, dozorowanych przez sołdatów z pepeszami w rękach. [...] Towarzysz major surowo skarcił kobietę, która natknęła się na moment przesłuchania więźniów i zagroził, że jeśli komukolwiek opowie o tym, co widziała, ślad po niej zaginie.
Łagier w Krasówce miał zapewne szczególnie istotne znaczenie w procesie zniewolenia narodu polskiego, skoro przywożono tu na śledztwo więźniów z odległych miejscowości, a nawet ze „stołecznego” Lublina. Tutaj też zapadły decyzje co do dalszych losów skazańców. W skryty sposób, nocą, byli oni tu przywożeni i w podobny sposób stąd ich wysyłano w nieznane. Na początku miesiąca września tego samego 1944 roku, niespodzianie w ciemnościach nocy usunięte zostały zasieki z drutu kolczastego, zasypane doły ziemianek i ewakuowana załoga łagru. Ludzie mogli powrócić do swych domów.
Po pewnym czasie w miejscu, gdzie funkcjonował obóz, po jego zachodniej stronie, na gruncie należącym do Korneluka, powstało zapadlisko odsłaniając zwłoki ludzkie. Mieszkańcy wsi zasypali dół, nie próbując ustalić, ilu ludzi było tam pogrzebanych. Pastewnik, na którym znajdowała się „polowa tiurma”, nadal nie jest zabudowany ani zaorany, tylko w jego sąsiedztwie już w latach siedemdziesiątych wzniesiono zabudowania mleczarni”*. * K. Prożogo, "Krasówka - »polowa tiurma« NKWD", [w:] „Pro Patria”: magazyn katolicko-społeczny, nr 9/10, 1994, s. 7-8.
PS. Na koniec taka smutna konkluzja... Gdzieś tam w Krasówce stoją jakieś dwa stare krzyże, choć raczej upamiętniają zabitych podczas II w.ś. niż ofiary "wyzwolicieli". Na pewno do dzisiaj gdzieś na polach w Krasówce nadal leżą, wdeptane w błoto, szczątki naszych żołnierzy Armii Krajowej, których poszukiwaniem zapewne za jakiś czas zajmą się moi koledzy z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.
Niestety, gdy kiedyś - jak Bóg da - pracownicy IPN będą wydobywać z ziemi w Krasówce przestrzelone czaszki, we Włodawie na rynku, w centrum miasta, nadal będzie pysznił się obrzydliwy potworek, wzniesiony przez tutejszych komunistów w hołdzie sowieckim okupantom. To pasujące tam jak "świni siodło" straszydło, stojące na remontowanym obecnie rynku, ma być również, decyzją obecnych władz miasta, WYREMONTOWANE! I nadal, z powodów czysto politycznych i ideologicznych (zapewne także z bezdennej ignorancji), będzie nadal urągało pamięci setek patriotów ziemi włodawskiej pomordowanych po 1944 r. przez czerwonych serwilistów i ich sowieckich mocodawców.
Ale najbardziej kuriozalne jest to, że stoi on w miejscu, gdzie 14 października 1939 r. sowieccy okupanci przekazali swoją władzę nad miastem okupantom niemieckim (patrz: zdjęcia)! Ech... jak pisał Herbert... "Ignorancja ma skrzydła orła i wzrok sowy". Chichot historii i... potworny WSTYD! 😢
/ź/ fb/grzegorz.makus
tv.wlodawa.net
masz wideo wyślij nam link:. echo@wlodawa.net
↶ Wesprzyj wlodawę.NET ❤